Odnośnie tej analizy z poprzedniej strony. Mało to przekonujące, gdy tematem upadku filmowej męskości zajmuje się stary chłop, który kręci filmiki w piwnicy u mamy. Sorry ale to trochę tak wygląda ;)
I naprawdę czepianie się do tego, że w filmie o tytule Wonder Woman, bohaterka jest bardziej zaradna od chłopów... No come on. Na odtrutkę niech sobie włączy byle którego Supermana (ale najlepiej tego od Syndera), który w co drugiej scenie jest stylizowany na latającego Jezusa. A tu zrobili jeden film o Wonder Woman i świat się kończy.
Z Mad Maxem to w ogóle nie wiem o co mu chodzi. Czy ten trend jakoś zaszkodził temu filmowi? Bo według mnie nie. Ja jestem w tej grupie która uważa ten film za jeden z najlepszych filmów akcji w historii kina. Jak według niego ten film miał się skończyć? Że Max zostaje królem i rządzi tym ludem? Czy on w ogóle oglądał poprzednie Mad Maxy? Fury Road ma perfekcyjnie mad maxowe zakończenie :)
A jak tak spojrzeć bardziej wstecz to zobaczymy, że ten trend to nic nowego. Cała generacja się wychowała oglądając Terminatora, Obcego, w przerwach grając w Tomb Raider'a ;) Wtedy jakoś to nikomu nie przeszkadzało, że bohaterką tych produkcji jest strong female.
Co do ekranizacji Wieśka się nie wypowiem, bo nie siedzę w temacie.