Skocz do zawartości

Ostatnio obejrzane filmy, polecane filmy


Nimrod

Rekomendowane odpowiedzi

mallow - Tron był śliczny, ale cały ten design na jedno kopyto po upływie pół godziny stawał się nużący a po upływie półtorej denerwujący, tak że po ponad dwóch godzinach seansu czułem już tylko czystą irytację tymi świetlówkami w mroku. Tam był błąd w założeniu . Oblivion przy zachowaniu bardzo konsekwentnej stylistyki jest znacznie bardziej różnorodny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oblivion... oj.... patos Baya * 4 - storytelling + ładny design. Jak dla mnie sporo słabsze niż Tron. Bardzo przypomina mi Moona, ale niestety jest kilka klas niżej. Poziom niekonsekwencji fabularnej IMHO znacznie poniżej tego z Prometeusza.

Sorry za Flame, ale po seansie czuję się w obowiązku ostrzec pozostałych ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mookie zgadzam się z tobą.

 

Doszukiwanie się głębszego przekazu w niektórych filmach to w moim odczuciu coś co ostatnio zabija czystą przyjemność z cieszenia się elementem rozrywkowym.

 

Pięknie podsumował to Financial Times w cytacie znalezionym na wikipedi:

"Django uses slavery the way a pornographic film might use a nurses’ convention: as a pretext for what is really meant to entertain us. What is really meant to entertain us in Django is violence."

 

Ja osobiście ostatnio oglądam tylko komedie, bo nie czerpie przyjemności z oglądania ludzkiego cierpienia ale nie deklasuje z góry takich filmów.

Django bardzo mi się podobał, szczególnie ze względu na świetny humor, dialogi, zdjęcia i montaż a wszystko z lekką domieszką kiczu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poziom niekonsekwencji fabularnej IMHO znacznie poniżej tego z Prometeusza.

 

Nie no, przecież w Oblivion się składa wszystko w całość. Za to Prometeusz to było dla mnie totalne nieporozumienie, niekonsekwencja za niekonsekwencją, błąd na błędzie i rozczarowanie roku. Był tu t w tym wątku link do fajnego i zabawnego filmu, w którym pada mnóstwo pytań odnośnie fabuły w Prometeuszu.

 

Chyba, że uznajemy np. "Bękarty wojny" za film podejmujący problem antysemityzmu.

 

No ale przecież "Bękarty wojny" podejmują problem antysemityzmu :-) Niby skąd stwierdzenie, że nie podejmują? Dlatego, że film ten nie jest filmem historycznym? Bo ukazuje alternatywną historię dla tej, która się wydarzyła naprawdę? Przecież postać Jew Huntera wykreowana przez Waltza dawała dużo do myślenia. Szczególnie scena na początku filmu była bardzo przejmująca.

 

W moim odczuciu w obu przytoczonych filmach Tarantino (Django i Bękartach) jest to drugie dno. To nie tylko rozrywka. To również poruszanie trudnych tematów. Próba rozprawienia się z nimi, swego rodzaju katharsis. Również kształtowanie światopoglądu odbiorcy w fajny sposób. Bez moralizatorstwa, natomiast poprzez np. ośmieszenie zła, złych osób.

 

Jeśli mówimy, że oba te filmy to jedynie rozrywka, stawiamy je trochę w jednym szeregu z nie wiem... serialem Allo Allo? Tam tło historyczne było rzeczywiście tylko pretekstem. U Tarantino moim zdaniem tak nie jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że jeżeli Tarantino nie stwierdził jednoznacznie czy jest głębszy podtekst czy nie, możemy tylko spekulować czy tak naprawdę jest.

 

Wszystko zależy od odbiorcy.

 

Przypomina mi to historię gdzie Wisława Szymborska zdała maturę na 60% z interpretacji własnego poematu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie no, przecież w Oblivion się składa wszystko w całość. Za to Prometeusz to było dla mnie totalne nieporozumienie, niekonsekwencja za niekonsekwencją, błąd na błędzie i rozczarowanie roku. Był tu t w tym wątku link do fajnego i zabawnego filmu, w którym pada mnóstwo pytań odnośnie fabuły w Prometeuszu.

 

Nie bardzo mam czas teraz wypisywać wszystkie wpadki scenariuszowe, ale weźmy chociażby fakt, że klon spłodził dziecko ze swoją ziemską żoną w 1 noc, podczas gdy z Vikką nie udało mu się to przez 2 lata. Naciągaaaaaaneeeee. Btw. po co Tet wpuszczał Jacka do środka, skoro mógł go unicestwić przed wejściem? Przecież maszyna nic na tym nie zyskiwała - oni mieli zginąć w jego wnętrzu, więc dlaczego nie od razu? Po co były te idiotyczne pytania o cel przylotu? To tak z końcówki.

Wcześniej też było tego mnóstwo.

Edytowane przez User190
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie bardzo mam czas teraz wypisać wszystkie wpadki scenariuszowe, ale weźmy chociażby fakt, że klon spłodził dziecko ze swoją ziemską żoną w 1 noc, podczas gdy z Vikką nie udało mu się to przez 2 lata. Naciągaaaaaaneeeee

 

Może Vikka była bezpłodna? Może brała pigułki? A poza tym... Co to zmienia w filmie? To takie ważne było?

 

A co do reszty to nieźle zaspoilowałeś ;-) Czemu pytania o cel podróży? No bo miał wcześniej polecenie dostarczenie rozbitka do bazy. Czy końcówka była trochę naciągana? Trochę tak. Czy mi to przeszkadzało? Nie bardzo.

To trochę jak z Gwiezdnymi Wojnami. Gwiazdę Śmierci zniszczono w prosty sposób jednym strzałem. Podczas bitew kosmicznych słyszymy dźwięk z laserów, pomimo że w próżni nie rozchodzi się dźwięk. Czy takie wpadki scenariuszowe przeszkadzają mi w oglądaniu filmu? Nie.

 

Dla mnie wpadki scenariuszowe to są w Prometeuszu, gdzie mamy brak konsekwencji w zachowaniu postaci. Koleś, który robi w majty ze strachu, bo jest w jakiejś jaskini 10 minut później cieszy się jak dziecko, bo zobaczył kosmitę. Eksperci od map i nawigacji gubią się w jaskini. Jakieś postacie pojawiają się w filmie bez żadnego powodu. Ukrywa się fakt, że ktoś żyje, potem wychodzi na jaw, że ten ktoś żyje, ale każdy w filmie ma to gdzieś. I nie wiadomo nawet po co ta mistyfikacja.

To jest dla mnie słaby scenariusz - stworzenie zupełnie niewiarygodnego świata i bohaterów.

 

W Oblivionie też widzę parę innych drobnych nieścisłości, o których nie pisałeś, a które były istotniejsze dla fabuły niż fakt kto komu zrobił dziecko ;-) Tylko że historia jest sprawnie opowiedziana i mi te drobne nieścisłości nie przeszkadzają zupełnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na prawdę twierdzicie że Bękarty i Django podejmują te tematy? Ale z tego całego pastiszu przeca nic nie wynika. Ale piosenki całkiem niezłe.

 

Z tym prometeuszem to trochę przesadziłeś. Scenariusz jest niezły, i twoje wątpliwości co do mistyfikacji wynikają raczej z nieuważnego oglądania. To o czym mówisz to drętwe aktorstwo. Zresztą amerykańskie aktorstwo z założenia jest dosyć drętwe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że jeżeli Tarantino nie stwierdził jednoznacznie czy jest głębszy podtekst czy nie, możemy tylko spekulować czy tak naprawdę jest.

 

Dlatego też używam często określeń typu "moim zdaniem". W jakimś stopniu interpretować przecież sztukę możemy, prawda? Na tym chyba to w dużej mierze polega. Po co uciekać się do metafor, paraleli itp, skoro każdy artysta mógł by po prostu napisać oświadczenie: "Uważam, że rasizm jest zły/dobry dlatego, że..."

 

A jaka była rzeczywista intencja artysty? To oczywiście w 100% wie tylko on sam. Zgadzam się.

 

@Lucek: Moim zdaniem podejmują. To jak z "Fontanną" Duchampa. Jeden widzi w tym przewartościowanie sztuki nowoczesnej. Drugi widzi w tym... pisuar.

Ale bywa i w drugą stronę - ktoś widzi w czymś arcydzieło sztuki nowoczesnej, a prawdą jest, że to tylko wieszak w galerii sztuki.

Jak jest w tym przypadku? Nie wiem :-) Ale podyskutować zawsze można.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba troszkę przeceniacie Tarantino, ale trudno tutaj polemizować, prawdę zna sam reżyser. Po prostu cały "Django" wydaje mi się tak przerysowany, tak fikcyjny, jest to dla mnie zwykła zabawa gatunkiem i historią, gdzie dla czystej frajdy odwraca się rolę i tworzy alternatywne opowieści. Oczywiście ten "background" filmu jest oparty na faktach i przez to można się doszukiwać jakichś morałów płynących z ekranu, jednak moim zdaniem u źródeł takich projektów jest chęć stworzenia filmu trochę dla "jaj", przecież taka konstrukcja scenariusza jest naprawdę atrakcyjna i daje szerokie pole do popisu. Zresztą sam Foxx wspominał bardziej o filmie jako historii miłosnej niż jakiejś konfrontacji z losem jego czarnoskórych braci w minionych stuleciach.

 

PS I już na koniec, nie sądzicie, że cały dotychczasowy dorobek Tarantino świadczy o tym, iż nie jest on jakimś moralizatorem ale zwykłym maniakiem kina i to dość niskich lotów? On sam zresztą przyznawał się wielokrotnie do fascynacji kinem klasy B. I żeby nie było, uważam go za naprawdę zdolnego reżysera, który potrafi w naprawdę wciągający sposób opowiadać o rzeczach totalnie bzdurnych. I te jego filmy to właśnie taka straszliwa, ale szalenie fajowo wyreżyserowana bzdura, tak przynajmniej je odbieram.

Edytowane przez mookie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mookie - pełne poparcie.

Tak nawiasem mówiąc, skoro już o niewolnictwie mowa, przypomina mi się świetna scena z WWW (Wild Wild West), kiedy to Will Smith zdejmuje kapelusz przed białym plantatorem i robi minę głupiego uległego "czarnucha", tylko po to, by ten pozwolił mu się zbliżyć na odległość pięści. Ta mina była bezcenna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś nie widziałem go rozprawiającego z marsową miną o czasach niewolnictwa i jego wewnętrznym obowiązku podjęcia tego tematu, po prostu ten film jest zupełnie o czym innym (właściwie nie jest o niczym konkretnym, jest o czarnoskórym kowboju, któremu przyjdzie udawać handlarza niewolników, co już na starcie stawia go bliżej Jackiego Chana na dzikim zachodzie, niż "Koloru purpury").

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wchodzimy na ciekawe tematy. To, że artysta nie zaznaczył wyraźnie, że jego dzieło porusza konkretny temat nie znaczy, że to dzieło tego tematu nie porusza. Może po prostu o tym nie powiedział. A może nie miał zamiaru poruszyć danego tematu, ale jest nieudolny i samo tak wyszło. O Tarantino tak oczywiście nie uważam, ale świat jest pełen nieudolnych artystów, którzy robią np. filmy sami nie wiedząc o czym.

 

I odwrotnie. Jeśli artysta zaznaczył, że jego dzieło nie porusza konkretnego tematu nie oznacza, że tak jest w istocie. Może zmyśla? Jest wielu artystów, którzy nie tyle unikają mówienia o swojej twórczości, co nawet celowo podsuwają błędne interpretacje swoich dzieł (np. świetnie mieszają swoim fanom w głowach członkowie grupy TOOL).

 

No i ogólnie to chyba dobrze, że różnie odbieramy te filmy, prawda? Zawsze mi się to w sztuce podobało. Że nie jest dosłowna i zostawia pole do interpretacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PS I już na koniec, nie sądzicie, że cały dotychczasowy dorobek Tarantino świadczy o tym, iż nie jest on jakimś moralizatorem ale zwykłym maniakiem kina i to dość niskich lotów? On sam zresztą przyznawał się wielokrotnie do fascynacji kinem klasy B. I żeby nie było, uważam go za naprawdę zdolnego reżysera, który potrafi w naprawdę wciągający sposób opowiadać o rzeczach totalnie bzdurnych. I te jego filmy to właśnie taka straszliwa, ale szalenie fajowo wyreżyserowana bzdura, tak przynajmniej je odbieram.

 

Niektóre jego filmy też tak odbieram. Ale nie wszystkie. O Bękartach słyszałem np. też taką teorię, że ten film to przede wszystkim gloryfikacja kina, pokazanie jego siły sprawczej. Film daje możliwość pokazania każdej historii. Nawet napisania historii na nowo. W czasie się cofnąć nie możemy i nie uda nam się skończyć wcześniej II Wojny Światowej. W filmie jest to możliwe. I też się zgadzam z tą teorią. Dla mnie Bękarty i Django to złożone filmy. Nie tylko czysta rozrywka.

 

I jeszcze o czymś tak sobie myślę... Załóżmy, że rzeczywiście intencją Tarantino było jedynie dostarczenie widzom rozrywki. Miał chyba jednak świadomość robiąc te filmy (konkretnie Bękarty i Django), że obie te produkcje można rozpatrywać szerzej niż tylko w kategoriach rozrywkowych. I co? Nie widział tego? Zignorował? Nie postanowił zmienić czegoś w filmie, który zaczyna trochę żyć własnym życiem? Bo przecież w obu filmach są ewidentnie inne składowe niż rozrywka. Pytanie czy pojawiły się tam celowo czy nie i czy je słusznie interpretujemy, a czy niektóre nadinterpretujemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście. Ale też ja się nie spieram. Jako odbiorca i (wciąż jeszcze raczkujący, ale jednak) twórca sztuki lubię sobie porozmawiać na takie tematy. Bo to jest bardzo ciekawe jak różni ludzie dekodują te same filmy/obrazy/utwory muzyczne. Poza zwykłą dyskusją, która też jest fajna sama w sobie - jako twórcy uczymy się. Wiedząc jak przekaz jest dekodowany uczymy się go lepiej kodować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat to z tym dzieckiem w Oblivionie to tak trzymam na dystans, bo w sumie nie jest jasno powiedziane, że to jego. Może przygarnęła sobie jakieś :F Zresztą może w tej chatce na pustkowiu brakło gumek, a może Viki była wysterylizowana :D

 

No, ale nie chce tutaj się robić na obrońcę filmu. Wiadomo, że film...każdy film...ma jakieś wtopy. Jedne mniejsze, a inne jak Wielki Kanion. Ja np. zwróciłem uwagę, że na tym pustkowiu zawsze znajdowały się jakieś ciuchy, w które Olga mogła się przebrać...pasujące na nią idealnie. No, ale pytanie, czy reżyserów trzeba aż tak za mordę trzymać i czy takie nieścisłości psują zabawę?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czy wiecie ze wszystkie filmy tarantino odgrywaja sie w tym samym "swiecie"?

-Mr. Blonde (Reservoir Dogs) i Vince Vega (Pulp Fiction) sa bracmi.

- w kazdym filmie pala te same papierosy 'red apple'

-Donny Donowitz 'The Bear Jew' (Inglourious Basterds) jest ojcem producenta filmowego Lee Donowitz w True Romance.

-przez co II WS skonczyla sie w kinie - dlatego ludzie tak znaja sie i lubia popkulture (zwlaszcza filmy i TV)

- amerykanie zakonczyli wojne w strasznie brutalny i kickass action stylu wojne, przez co ludzie nie maja takiego wstretu do brutalnosci (babka z taksowki w pulp fiction jest zafascynowana co zrobil Butch - a on sam tez sie tym bardzo nie przejmuje)

 

a najlepsze z tego wszystkiego to to ze w tym swiecie jest jeszcze jeden swiat:

czyli ludzie z Pulp Fiction, Reservoir Dogs, True Romance i Death Proof moga isc do kina zeby zobaczyc Kill BIll i From dusk...

-dowodem jest ze te filmy sa owiele bardziej brutalne (w R Dogs na planie caly czas byl doktor ktory sprawdzal by sie lala 'realna' ilosc krwi, podczas gdy w kill bill mamy je hektolitry)

-uma turman opowiada w pulpfiction bodajrze jak grala w kill bill :) (chociaz tego akurat nie jestem pewien do konca)

 

nie wiem gdzie w tym obrazku znajduje sie Django...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Obliviona to powtórzę. Wystarczy przez sekundę zacząć analizować całą sytuację i wszystko się rozpada, bo tam są dużo większe dziury ( SPOILER ALERT ) np. kosmici to znowu kompletni idioci. Narzuca się też pytanie co z pozostałymi Cruisami ( wygląda na to, że jest ich jeszcze conajmniej paru. Czemu ludzie znowu biegają w ciuchach z mad-maxa i czemu zajmuje im 50 lat dogadanie się z jednym z klonów jak z tym "naszym" dogadują się w max parę tygodni. Takich pytań jest jeszcze z milion.

 

Ale... , to wszystko jest jakoś tam wewnętrznie spójne w ramach tego filmu. Siedzi w klimacie. Postacie są schematyczne, ale też spójne. Mi ten film podszedł super, ale potrafię sobie wyobrazić, że poszedłbym z innym nastawieniem i bym go teraz hejtował.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mallow - dokładnie, nie mam zamiaru deprecjonować czyjegoś zdania, bo każdy ma do niego prawo, ja tam jednak zostanę przy swoim. Akurat często "plusuję" Twoje uwagi, bo bo są po prostu interesujące, bez względu na to, czy się z nimi zgadzam, czy nie.

 

rozpruwacz - nie bardzo rozumiem, do czego odnosi się Twój ostatni post. Allenowi też wytykają, że w kółko opowiada tę samą historię, nawet westerny Sergio Leone posiadają wiele cech wspólnych, jak "man with no name". Czasami takie rzeczy można robić dla zwykłej zabawy, to nie musi być tajemniczy, podprogowy przekaz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mookie - tak dla frajdy to podalem, lubie dzielic sie ciekawymi informacjami z innymi ludzmi. Chociaz napewno post nie byl dla ciebie, bo widze ze tarantino dziala na ciebie jak plachta na byka :)

 

OBLIVION - kurde, fajny... jak na SciFi z Cruisem :) Jest to chyba bardziej 'popculturowy' film niz prawdziwe pozadne kino SciFi. Jest bardzo ladny i fajnie sie oglada - jest pare fajnych designow w nim. Lokacje sa bardzo dobrze wybrane, ladnie jest ziemia pokazana. Owszem jak sie dluzej zastanowi, to wiele rzeczy sie nie zgadza, no ale to taki koncept filmu i dosc latwo sie z nim pogodzic.

Pomimo faktu ze bardzo sie zawiodlem na Prometeuszu, gdzie dodatkowo wtopy scenarzysty byly nie do przyjecia, uwazam ze jest lepszy od Obliviona, bo jest po prostu badziej SciFi. Taki moj gust chyba.

 

!!!SPOILER!!!! kurde, to oko na koncu to juz nie byl wplyw, ale wrecz poklon w strone Kubricka :) chyba Space Odyssey musze zobaczyc jeszcze raz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może Vikka była bezpłodna? Może brała pigułki? A poza tym... Co to zmienia w filmie? To takie ważne było?

 

A co do reszty to nieźle zaspoilowałeś ;-) Czemu pytania o cel podróży? No bo miał wcześniej polecenie dostarczenie rozbitka do bazy. Czy końcówka była trochę naciągana? Trochę tak. Czy mi to przeszkadzało? Nie bardzo.

To trochę jak z Gwiezdnymi Wojnami. Gwiazdę Śmierci zniszczono w prosty sposób jednym strzałem. Podczas bitew kosmicznych słyszymy dźwięk z laserów, pomimo że w próżni nie rozchodzi się dźwięk. Czy takie wpadki scenariuszowe przeszkadzają mi w oglądaniu filmu? Nie.

 

Dla mnie wpadki scenariuszowe to są w Prometeuszu, gdzie mamy brak konsekwencji w zachowaniu postaci. Koleś, który robi w majty ze strachu, bo jest w jakiejś jaskini 10 minut później cieszy się jak dziecko, bo zobaczył kosmitę. Eksperci od map i nawigacji gubią się w jaskini. Jakieś postacie pojawiają się w filmie bez żadnego powodu. Ukrywa się fakt, że ktoś żyje, potem wychodzi na jaw, że ten ktoś żyje, ale każdy w filmie ma to gdzieś. I nie wiadomo nawet po co ta mistyfikacja.

To jest dla mnie słaby scenariusz - stworzenie zupełnie niewiarygodnego świata i bohaterów.

 

Widzisz, myślę, że dokładnie odwrotnie odbieramy oba te filmy. Ja z Prometeuszem nie miałem takich problemów, za to mam spore przy Oblivione. Motyw z geologiem był przegięciem (choć to tylko wątek poboczny), ale pozostałe rzeczy niespecjalnie mi przeszkadzały. Prometeusz, pomimo dziur miał jednak coś z klimatu obcego. Za to w Oblivionie od samego początku trudno było cieszyć się filmem, bo pojawiało się zbyt wiele wątpliwości.

 

[spoiler alert]

W przypadkowej kolejności występowania w filmie.

Skoro Jack zbudował dom, poza zasięgiem dronów i Teta, dlaczego nie osiedlili się tam ludzie walczący z Tetem i nie stworzyli osad w podobnych miejscach? Od 2017 roku minęło trochę czasu. Rasa mogła się swobodnie reprodukować.

Skąd padlinożercy brali jedzenie, skoro siedzieli w bunkrze na środku pustkowia? Nie posiadali żadnego środka transportu, oprócz skutera zabranego w trakcie trwania filmu.

Skąd pomysł na bazy, wyglądające jak domki na kurzej łapce? Robot stworzył by coś praktycznego.

Jak to możliwe, że Jack nie mógł uciec statkiem z pola grawitacyjnego Teta używając silników, za to dryfująca kapsuła oddaliła się od niego bez problemu?

Dlaczego Tet nie zestrzelił tej kapsuły, zanim spadła na ziemię? Nie wiedział o jej istnieniu? Nie potrafił jej zlokalizować? Whaaaaat?

Dlaczego NASA nie ściągnęła jej na ziemię zaraz po odłączeniu?

Skąd w czarnej skrzynce wzięło się nagranie z mostka dowodzącego, po tym, jak Jack ją katapultował?

Kto zabił większość ludzi na Ziemi? Tet swoimi dronami, czy klony Jacka i Vikki? Jeśli Tet, to po co mu klony do naprawy, skoro jest w stanie sam wytwarzać i naprawiać te drony? W ogóle po co duet JiV, skoro drony mogły by spokojnie wracać do Teta na naprawę? Nawet, jeśli musiały by latać tam specjalnym statkiem, to w czym tkwi problem? Tet stworzył olbrzymie maszyny wysysające(?) wodę, a nie poradzi sobie z naprawą dronów? Prawdopodobnie energetycznie było by to bardziej wydajne niż klonowanie i żywienie człowieka.

Skąd pomysł, żeby Tet czerpał energię z wody? Do wessania, czy odparowania wody trzeba użyć energii. Być może nie obowiązuje go ziemska zasada zachowania energii, ale wydaje się że łatwiej było by mu czerpać energię ze słońca lub z wnętrze ziemi. Jeśli musi to być woda, dlaczego Tet nie wybrał innej planety bogatej w wodę, nie zamieszkałej przez ludzi?

Po co Tet zniszczył księżyc? Do wywołania Tsunami, które zmiotą ludzkość z powierzchni Ziemi? Whaaaat? O ile się nie mylę, grawitacja księżyca jest odpowiedzialna za wywoływanie przypływów i odpływów. Jeśli jej nie będzie, to te dwa zjawiska powinny raczej stracić na sile.

Dlaczego Vikka 52 nie zauważyła, że odwiedził ją Jack 49 w swoim kostiumie Jacka 49? :> (trochę się czepiam - nie miała właściwie podstaw, by domyślać się, że na planecie są klony, ale jednak...)

Dlaczego nie zainteresowała się jego ranami i brudnym kostiumem, skoro Jack 52 nie miał kiedy zgłosić faktu, że walczy z czymkolwiek? Odniosłem wrażenie, że w drodze powrotnej Jack 49 i Vikka 52 nie komunikowali się ze sobą.

Żona Jacka zaszła w ciążę z klonem, czy poleciała w misję kosmiczną w ciąży? Kto wysyła kobietę w ciąży na misję badawczą, mającą na celu kontakt z obcą cywilizacją? Przecież astronauci są bardzo dokładnie badani. Obowiązują pewne procedury.

Btw. całkiem żwawa z niej 80cio latka. Podczas snu człowiek się nie starzeje?

Skąd ludzie na końcu filmu wzięli nowe, czyste ubrania i sprzęt do wspinaczki? Whaaaat?

Dlaczego Julia, kiedy po raz pierwszy zobaczyła Jacka, nie przywitała go jak swojego męża? Przecież nie wiedziała co się z nim działo, kiedy ona była w kapsule?

W jakim celu Padlinożercy używali modulatorów głosu? Rozumiem hełmy, które mogły ich chronić przed radarami, ale modulator głosu? Robot, który potrafi sklonować człowieka nie może sobie poradzić z odkodowaniem dźwięku? Whaaaat?

[/spoiler alert]

 

To tylko niektóre z pytań dręczących mnie _podczas_ seansu. Podejrzewam, że gdybym obejrzał film drugi raz, wątpliwości było by więcej.

Oczywiście tak, jak Baggins napisał, jeśli wyłączy się myślenie, to film jakoś się toczy. Wizualnie i dźwiękowo stoi na naprawdę wysokim poziomie. Niestety myślę, że z zamysłu nie miało to być typowe kino akcji (a jeśli miało być to akcji jest dla mnie nieco za mało), dlatego wymagam od niego czegoś więcej niż tylko ładnych obrazków.

 

Z mojej strony EOT. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać do moich racji - chciałem tylko pokazać różnicę w odbiorze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

M@Ti największą zagadką z twojego postu jest: Co Prometeusz miał z klimatu Obcego!?! ;)

 

Co do twoich wątpliwości z Obliviona to niektóre są jak najbardziej uprawnione, inne jakoś sobie sam potrafię wytłumaczyć. Mnie zupełnie nie przeszkadzały. W ogóle się nad takimi szczegółami podczas seansu nie zastanawiałem bo "ginęły" bardzo szybko w toku akcji. Film miał dobre tempo. Mniej więcej co pół godzinki następował jakiś ciekawy twist, który podkręcał akcję i odciągał uwagę od szczegółów ;) Poza tym muszę pochwalić Cruise'a bo wypadł na tyle wiarygodnie, że nie kwestionowałem jego bohatera. Gorzej z Kurylenko. Jej bohaterka mnie prawie w ogóle nie przekonała :P Prometeusz miał pełno luk w swojej historii, bardzo słabą akcję, zero zaskoczeń i był marnie zagrany... Ratowały go tylko ładne obrazki.

Edytowane przez michalz00
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mati: wydaje mi sie ze ksiezyc jest bardzo wazny dla ziemi, bodajrze stabilizuje obrot ziemi wokol wlasnej osi. Oprocz tego ma oczywiscie duzy wplyw grawitacyjny na ziemie - bez niego oprocz braku przyplywow i odplywow jest duze prawdopodobienstwo zmiany trajektorii ziemi wzgledem slonca = big fuck.

Sila grawitacyjna ksiezyca pewnie tez "gniecie" jadro ziemi, brak tego oddzialywania, moglby teoretycznie tez wiele namieszac, z nastepstwem zmiany ruchow tektonicznych.

 

Ale masz racje, w Oblivion jest cala kupa "glupot" - no ale to taki koncept, tak? bez niego niedalo by sie opowiedziec tej historii. Trzeba to zaakceptowac i sie zbyt dlugo na ten temat zastanawiac:) prawie jak realigia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oblivion - niestety nie podzielę pochlebnych opinii na temat tego filmu a porównywanie go do Prometeusza to kpina.

 

Też uważam, ze porównywanie go do Prometeusza to kpina... ;) Oblivion jest filmem udanym, Prometeusz niestety nie. I w porównaniu do Prometeusza, Oblivion ma dużo więcej do zaoferowania (nawet pomimo kilku wad). Ale zaczynam się już powtarzać, dlatego kończę ten temat. Poza tym obejrzałem film lepszy od obu wspomnianych wyżej...

 

Mama [2013]

 

Dla mnie rewelacja. Film oprócz straszenia opowiada też wciągającą, wzruszającą historię. Ale głównie straszy... i to jak! :) Klimat jest wspaniały. Duża w tym zasługa świetnych zdjęć. Widać też, że każdy kadr był bardzo dokładnie przemyślany. Dźwiękowo też jest bardzo dobrze. Ciarki mnie kilka razy przeszły, przez same efekty dźwiękowe :P Film jest bardzo dobrze zagrany. Dobra passa trwa, Jessica Chastain gra kolejną wspaniałą rolę. Wspomagają je dwie dziewczynki, które jak na tak młody wiek grają po prostu rewelacyjnie. Polecam gorąco, pozycja obowiązkowa dla każdego fana horrorów. 9/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oblivion - pomijając fakt, że na prawie pusta salę kinową trafił się jeden cieć co non stop wpieprzał popcorn i zasysał colę kręcąc się co chwilę i pokasłując/krztusząc się zachłannie zajadanym popcornem to... sie wyluzowałem, na prawdę dobre kino, powyższe pochlebstwa względem tego filmu w mojej opinii sie sprawdziły. Zwłaszcza podobał mi się design statków, dronów, hi-tech, ktory zawdzięczać można Danielowi Simonowi, zdjęcia/ujęcia fajne ruchy kamerą, dźwięki... muzyka nie do końca choć momentami kojarzyła mi się z Mass Effect i Tronem co dla mnie jest fajne ale przy niektórych scenach była nazbyt wzniosła. Porównanie do Moon właściwe, ogólnie zadowolony wyszedłem z kina jak po hobbicie i polecam bo wizualnie bardzo dobry film

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rotcore nie miałeś jeszcze tak źle, mnie własna żona oblała (dużą!) colą w pierwszej minucie filmu... Ale i tak obejżałem do końca! :)

 

Polecam - design zaiste fajny (świetna była zwłaszcza wieża 49, "samolocik" Jacka oraz drony. Moon nie oglądałem, ale jeśli ma podobny odbiór - to poszukam i obejżę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

The HOST - film na podstawie ksiazki Stephanie Meyer, autorki "Twilight".... no i moze troche wstyd sie przyznac ale naprawde mi sie podobal. Taki niby Sci Fi - ktory w koncu zamienia sie na historie o "milosci". Pomimo tego dobrze sie bawilem go ogladajac, dodam ze film ma 2 godz a ja nie zasnalem! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja polecam nowy film Stevena Soderbergha Panaceum. Bardzo fajny thriller z dobrym scenariuszem, fajnymi twistami i z niezłą obsadą. Szczególnie w Rooney Mara (odmienia się to jakoś?) jest coś elektryzującego. Prawie nic nie wiedziałem o tym filmie przed pójściem do kina i bardzo się z tego cieszę. Dlatego nie spoiluję, tylko gorąco namawiam wszystkich lubiących ten gatunek do wybrania się do kina.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie oglądam drugą część bardzo starego filmu, który moim zdaniem jest lepszym dziełem kina gangsterskiego od "Ojca chrzestnego". Film jest produkcji francuskiej. W pierwszej części w głównych rolach grają Belmondo i Alain Delon. W drugiej tylko Delon. Pierwsza część z roku 1970 ma tytuł "Borsalino" a druga, z roku 1974: "Borsalino&Co (Borsalino i spółka)". Dosyć ciężko dostępny, ale rewelacyjny. Na prawdę gorąco polecam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Mistrz" Andersona - intrygujący, choć trudny obraz, szczerze powiedziawszy jego druga część jest dla mnie dość niejasna, niemniej jest to JAKIŚ film, zdecydowanie autorskie kino. Polecam w głównej mierze ze względu na fenomenalną grę Joaquin Phoenixa. Nigdy nie byłem fanem tego aktora (choć nie znam jego całej filmografii, ale w "Gladiatorze" był po prostu okropny), ale to, jaką postać tutaj wykreował, jak zbudował jej wizerunek psychiczny i fizyczny, to nie jest kreacja na nominację do Oscara, ale statuetkę. Daniel Day Lewis był doskonały w Lincolnie, ale ta rola nie wymagała takiej transformacji, takiego zaangażowania, nie była tak różnorodna (powiedzmy sobie szczerze, Lincoln został sportretowany pomnikowo, przede wszystkim jako ciepły, dobroduszny, prawiący anegdotki starszy pan, jak wspomnienie o cudownym dziadku stworzone z takim spielberowskim sznytem), jak rola Freddiego wykreowana przez Phoenixa. Kapitalna rzecz, to pewnie jedna z najlepszych ról jakie widziałem w życiu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porownanie Obliviona do Prometeusza bardzo dobre - oba filmy maja fajne zdjecia i efekty, lecz sa nudne. Prometeusz idzie dalej, bo do tego wszystkiego jest glupi.

 

Oblivion mial w przeciwienstwie do niego kilka fajnych momentow, ale niestety mnostwo oczywistych od poczatku "tajemnic". Dobrze, ze bylo na co popatrzec.

 

Moon + Hal/GlaDOS

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fe Man 3 - Wooooooow, wgniata w fotel. Najlepszy zdecydowanie ze wszystkich części. Bałem się, że w trailer wepchnęli najlepsze FXy a reszta filmu to będzie miał do zapchania czasu - jak to ostatnio często się zdarza. Okazuje się, że trailer to zaledwie wierzchołek góry lodowej świetnych F/Xów, w dodatku naprawdę dobrze dopracowali scenariusz i wyważyli akcję. Co prawda technologia jaką dysponują ci źli jest już na granicy magii, ale to było chyba jedyne rozwiązanie, by dla Iron Mana stworzyć odpowiednio godne wyzwanie.

Poza tym jest i miejsce dla Pepper, by... a, zresztą, nie chcę opowiadać. Na to po prostu trzeba iść.

PS: po liście płac jest jeszcze jedna krótka scena, ale warto poczekać. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iron man 3 - jak dla mnie trochę przesadzony ale taka uwaga praktyczna - nie warto czekać na scenę po napisach, równie dobrze można se obejzec przed pójściem do kina, nic tam nie ma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja się tym zauroczyłem dziś między 1 a 1:30

https://vimeo.com/25229355

 

Początkowo nie mogłem rozgryźć, po co ten film powstał. Ale po obejrzeniu do końca stwierdziłem, że jest po prostu mądry.

A ostatnio miałem okazję obejrzeć film, który wyskoczył mi jak królik z kapelusza. "Jaś i Małgosia: Łowcy czarownic". Film w stylu Van Helsinga. Z niezłymi efektami. Zdecydowanie nie dla dzieci. Konwencja przygodowego horroru z domieszką humoru. Zapewnia kilkadziesiąt minut rozrywki pod jednym warunkiem: że się na ten czas wyłączy myślenie :) Aha. Film ma źle przetłumaczony tytuł: "Hansel i Gretel: Łowcy wampirów".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten Jaś i Małgosia to takie popłuczyny po Van Helsingu, efekty też nie powalają, takie drugoligowe są raczej. Fabuła jakoś się trzyma kupy, ale wspomnienia po tym filmie wypiera najbliższe wydanie Wiadomości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Jaś i Małgosia: Łowcy czarownic". Film w stylu Van Helsinga. Z niezłymi efektami. Zdecydowanie nie dla dzieci. Konwencja przygodowego horroru z domieszką humoru. Zapewnia kilkadziesiąt minut rozrywki pod jednym warunkiem: że się na ten czas wyłączy myślenie :)

 

Ten Jaś i Małgosia to takie popłuczyny po Van Helsingu, efekty też nie powalają, takie drugoligowe są raczej. Fabuła jakoś się trzyma kupy, ale wspomnienia po tym filmie wypiera najbliższe wydanie Wiadomości.

 

Ja się zawiodłem. Twórcy chyba nie do końca wiedzieli do kogo ma być adresowany ten film. Jak na film dla młodzieży to owszem miał bajkowy klimat ale momentami był za brutalny. Natomiast jak na film dla dorosłych... był za mało brutalny i w za bardzo w bajkowym klimacie :P Humor i dialogi napisane na siłę, żeby było cool. Aktorsko, nie ma żenady, ale chwalić się też nie ma czym ;) No i efekty wizualne... totalna porażka. I jak tu się dziwić że studia upadają :P Van Helsing miał lepsze efekty. Przed kompletną klapą w dziedzinie efektów film ratuje Edward, który był robiony starymi sprawdzonymi metodami... ręcznie ;)

 

 

Fajnie, że jeszcze nie zrezygnowano z takich technik. A kto wie, jak jeszcze zamkną kilka innych firm od (marnych) vfx'ów to może będziemy oglądać w kinie więcej takich Edwardów :) 3/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość User190

Iron man 3 - rewelka! Najlepsza część trylogii. Z całego 9cio osobowego składu wszyscy wyszli zadowoleni (włącznie z kobietkami :)).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wykorzystujemy cookies. Przeczytaj więcej Polityka prywatności