Skocz do zawartości

mancina

Members
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez mancina

  1. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Animacje
    Mam takie same odczucia za każdym razem, ale po jakimś czasie, mimo tego, coś każe mi zrobić następną animację. I tak w kółko. W każdym razie jestem ciekaw tego co Ty stworzyłeś.
  2. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Animacje
    Zainspirowane muzyką (podczas jazdy na przełaj po lesie).
  3. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Zapomniany
  4. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Retroboy
  5. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Futurystyczne łóżko. - - - Połączono posty - - - W 30. rocznicę katastrofy.
  6. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Koniec początku
  7. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Fahrenheit 451
  8. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Koszmary dzieciństwa
  9. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Grafika zainspirowana drogą do pracy
  10. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Ucieczka gangstera
  11. Zszokowany rozmachem sceny przygotowywanej na wieczór sylwestrowy we Wrocławiu, przygotowałem prognozę najbardziej prawdopodobnych zmian w nowym roku. Modeling i render - Blender, post - GIMP.
  12. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Witam, dziękuję za sugestię i szczerą opinię. Rzeczywiście, celem wrzucenia tych prac było uzyskanie jakichś porad, bo "pokazówka", jak sam zauważyłeś, z tego żadna. Sęk w tym, że kiedy na innym forum zacząłem dodawać projekty jeden po drugim, to od kilku osób dostało mi się za to, że nie założyłem jednego wątku. W każdym razie, jeśli następnym razem zrobię coś wartego dodania tutaj, to zastosuję się do Twojej rady. Dziękuję i pozdrawiam.
  13. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Za parę dni minie 40 lat od premiery jednego z moich ulubionych dramatów. Z tej okazji mój skromny fan-art.
  14. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Plakat do niskobudżetowego klasyka, który zmienił oblicze horroru, zainspirowany zachodnim świętem.
  15. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Galeria 3D (Finished Works 3D)
    Dziękuję. Za Cycles dopiero niedawno się zabrałem i widzę, że efekty są rzeczywiście o niebo lepsze, ale też konsekwentnie ten silnik jest bardziej złożony i muszę nad nim posiedzieć, żeby umieć wykorzystać jego możliwości.
  16. mancina odpowiedział mancina → na odpowiedź w temacie → Animacje
    Witam i dziękuję za opinię, szczególnie tą o "wciągnięciu się" w animację, bo to dla mnie podstawowy cel ich tworzenia. Pewnie masz rację, że można się nauczyć ciekawie opowiadać historie. Sam mam wrażenie, że przy tworzeniu każdego klipu czegoś się uczę, a po jakimś czasie zawsze widzę, że można było coś zrobić lepiej (np. animacja postaci w klipie do Buonvino to porażka - flaki z olejem). Ale tworzenie animacji od zera to złożony proces, który w moim wypadku może pójść w różnych kierunkach, dlatego zawsze jak się za coś zabieram to mam wątpliwości czy warto poświęcać tyle czasu. W każdym razie, jeśli zrobię coś nowego, to na pewno tutaj się pojawi. Pozdrowienia :)
  17. mancina dodał odpowiedź w temacie → w Animacje
    Klip, który wykonałem jako praktyczną część do swojej pracy magisterskiej pt. "Wybrane urządzenia z okresu prehistorii animacji oraz zainspirowana nimi twórczość współczesna z uwzględnieniem projektu >Zabawki optyczne [video=youtube_share;Gxy86XJBd7Y] Z sentymentu do Kaszlaka, z którym łączyło się wiele miłych chwil... [video=youtube_share;J7v-_uLxugw] Trafiłem kiedyś na film dokumentalny opowiadający o rozwoju i czasach świetności animacji w Związku Radzieckim. Jeden z reżyserów pracujących w największym i najbardziej wpływowym rosyjskim studiu animacji - Soyuzmultfilm - zwrócił uwagę, że najlepsze scenariusze pochodzą z życia i są autorstwa złodziei, którzy posuwają się do najbardziej wymyślnych rozwiązań, żeby tylko zdobyć swój cel. Opowiedział wtedy anegdotę, dotyczącą rzekomo mieszkającego w sąsiedztwie inżyniera. Historia tak przypadła mi do gustu, że postanowiłem sprawdzić swoje umiejętności reżyserskie i stworzyć animację na jej bazie. Żeby zaoszczędzić czas na modelowaniu, zastosowałem technikę, która pozwoliła odejść od realizmu (zachowując, jak mi się wydaje, miły dla oka format) i skupić się bardziej na fabule i animowaniu. [video=youtube_share;OpM01KYd4tA] Cały czas jaki spędzam przed komputerem, wiąże się ze słuchawkami na uszach. Czasami włączam radio, rzadziej zestaw ulubionych piosenek, ale najczęściej jakiś album z muzyką filmową. Od zawsze interesował mnie ten gatunek i kiedy myślę, że słyszałem już wszystko, pojawia się utwór, który mną wstrząsa. I bardzo mi się to podoba. Poprzez któryś z portali recenzujących soundtracki, trafiłem na nazwisko, które do teraz bacznie śledzę. Chodzi o włoskiego kompozytora - Paolo Buonvino. W porównaniu do łatwo dostępnej hollywoodzkiej muzyki, jego twórczość wydaje się bardzo świeża, wciągająca i... inspirująca. Pomysł na poniższą animację powstał właśnie po wysłuchaniu ścieżki dźwiękowej (a konkretnie utworu "Primo miracolo") z filmu opowiadającego o włoskim świętym - "Padre Pio". Sam go jeszcze nie widziałem, ale muszę to kiedyś nadrobić, bo jeśli utwór działa świetnie bez obrazu, to w filmie musi się sprawdzać jeszcze lepiej. Nie jestem dobry w wymyślaniu historii, ale mimo to, chcąc sprawdzić swoje możliwości w procesie tworzenia animacji, wolę zrobić to na swoich pomysłach, niż popularnych historiach, które opowiada się wielokrotnie na różne sposoby. Przeszukując kiedyś niezmierzone odmęty internetu, trafiłem na utwór, który nadawał się na tło muzyczne opowieści, w której zachodzi mocny zwrot akcji. Po paru dniach zastanawiania się nad tym, jakby ten pomysł ubrać w obrazy, wyszło mi coś takiego. Znacznie gorzej, niż to sobie wyobrażałem, co znaczy, że dużo się jeszcze muszę nauczyć. [video=youtube_share;_eCFW-uYECk] Ponad 10 lat temu, czekając na kolegę w bibliotece i przeglądając któryś z popularnych tygodników trafiłem na recenzję płyty z muzyką elektroniczną pt. "Since We Last Spoke". Nie nazwałbym się fanem tego gatunku, ale pozytywna opinia na temat albumu przekonała mnie do sięgnięcia po niego. Po wysłuchaniu byłem zaskoczony jak dużo materiału przypadło mi do gustu, a jednocześnie pomyślałem, ile jeszcze jest takich perełek, których prawdopodobnie nigdy nie uda mi się odkryć. Niedawno, po dłuższej przerwie, wróciłem do tej płyty i przesłuchując ponownie "Iced Lightning" zdecydowałem się zrobić pod niego animację. Oto rezultat: [video=youtube_share;fZGLAaj_jO0]
  18. Mając od niespełna trzech lat siostrzeńca w rodzinie, częściej zwracam uwagę na zabawki. Niedawno w jednym z sieciowych marketów natknąłem się na linię modeli prezentujących klasyczne polskie auta. Były tam m.in. Warszawa, Syrena, Nysa, Polonez i Duży Fiat w wersji milicyjnej. Ten samochodzik szczególnie mi się spodobał, bo przypomniał mi o serii świetnych polskich komiksów z Kapitanem Żbikiem w roli głównej. Na tylnej okładce większości z tych zeszytów znajdował się obrazek prezentujący właśnie taki radiowóz. To wspomnienie wywołało we mnie emocje, które z kolei przełożyły się na stworzenie takiego modelu w Blenderze. Inspiracją do poniższej sceny nie było niestety osobiste przeżycie, a fascynacja amerykańską popkulturą z ichnim filmem na czele. Kino drogi traktuje się jako odrębną formę gatunku filmowego, ale jego elementy można znaleźć również w innych gatunkach-komediach, horrorach, dramatach czy filmach akcji. Jest coś pociągającego w przemierzaniu długich dystansów, podczas którego zmienia się nie tylko środowisko, ale często sami uczestnicy podróży. Jednym z powtarzających się elementów takich filmów są pustynne krajobrazy z pasem asfaltu rozciągającego się od jednego horyzontu do drugiego. Równie często w ich towarzystwie pojawia się samotna stacja benzynowa albo zajazd, w którym kierowcy mogą załatwić najpotrzebniejsze sprawy. Jako, że takie widoki pozostają jedynie w zasięgu moich marzeń, zmaterializowałem je sobie w trochę mniej bezpośredni sposób. Namówiony przez kolegę do modelowania raz na jakiś czas rzeczy codziennego użytku, pierwszym impulsem zdecydowałem się zrobić fragment otoczenia, z którym mam styczność prawie każdego dnia. Chciałem taką prostą sytuację przedstawić w interesujący sposób, ale wyszło jak zwykle. Chociaż "Christine" została stworzona na papierze przez Stephena Kinga, ja poznałem ją dopiero na ekranie, w adaptacji Johna Carpentera. Różnie można oceniać dokonania tego reżysera, że robi filmy banalne i naiwne, ale jak dla mnie, facet ma po prostu swój własny pomysł na kino i chwała mu za to. Niedawno odświeżyłem sobie właśnie opowieść o zabójczym aucie i przyznaję, że mimo upływu ponad 30 lat, film trzyma się całkiem dobrze, co nie jest niestety normą przy tego typu produkcjach. Poniżej prosta impresja poseansowa. Kiedy było się młodszym, "łykanie" najbardziej absurdalnych pomysłów przychodziło łatwiej niż obecnie. A jeśli jeszcze wykonanie takiego pomysłu było ponadprzeciętne, trudno się było nie zakochać. Tak było ze mną w przypadku wypełnionego w każdej klatce akcją filmu Jana De Bonta "Speed" z 1994 roku. I jeszcze ta muzyka... Trafiasz czasami na film, po którym wiele się nie spodziewasz, a po napisach końcowych nie możesz się doczekać, żeby do niego wrócić. Za takie uczucie kocham kino i życzę sobie, żeby pojawiało się jak najczęściej. Ostatnio taką sytuację miałem przy thrillerze "Chłopcy z Brazylii" opartym na książce Iry Levina. Choć pomysł tej historii można podpiąć pod science-fiction (film zdobył zresztą sporo nominacji w takich kategoriach), a gra niektórych aktorów wydaje się być groteskowa, to jest w nim coś, co daje do myślenia. Poniżej plakat zainspirowany seansem.
  19. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zacząłem interesować się grafiką komputerową, trafiłem w internecie na ilustrację przedstawiającą oryginalny pojazd. Moje umiejętności tworzenia obiektów trójwymiarowych były wtedy na poziomie podstawowym (a nawet niższym), ale postanowiłem zapisać to zdjęcie i obiecałem sobie, że prędzej czy później stworzę model tego pojazdu. Od kiedy pamiętam intrygowała mnie wizja przyszłości kreowana w Stanach w okresie lat 50-tych i 60-tych. Jednym z artystów, który miał spory udział w tej sferze był Arthur Radebaugh i to właśnie jego autorstwa jest ten futurystyczny pojazd. Niestety, znalazłem tylko jeden rysunek przedstawiający koncepcyjny wehikuł, więc modelowanie odbywało się na zasadzie dopasowywania proporcji. Oto efekt mojej pracy. Przypuszczam, że większość osób zainteresowanych modelowaniem, w początkowym okresie rozwijania swoich umiejętności chociaż raz zabrała się za stworzenie auta. Powodem tego może być fakt, że w internecie łatwo można znaleźć rzuty większości seryjnie produkowanych samochodów. A takie plany znacznie mogą ułatwić modelowanie (jeśli są odpowiedni ustawione, bo w przeciwnym wypadku będą raczej utrudniać pracę). I mnie nie ominął ten etap, a na warsztat poszedł Maluszek - pierwsze auto w rodzinie i jednocześnie pojazd, na którym nabijałem swoje pierwsze kilometry za kierownicą. Od czasu trafienia na wspomniany wcześniej pojazd autorstwa Arthura Radebaugha, trent retro-futuryzmu nie pozwalał mi o sobie zapomnieć. Co prawda już wcześniej temat odważnego, futurystycznego projektowania rzeczy codziennego użytku był dla mnie intrygujący, ale zrobienie tamtego modelu zapaliło mnie do tworzenia kolejnych, podobnych projektów. Następny w kolejce był koncepcyjny samochód od Forda. Zaprezentowany w roku 1957, a więc w okresie fascynacji energią atomową, pojazd miał być napędzany reaktorem atomowym zainstalowanym w kapsule, która miała być wymieniana w punktach obsługi kierowców. Projekt zakończył swoje życie w fazie koncepcji z powodu niemożliwych do rozwiązania kwestii bezpieczeństwa, jak również jego niepożądanych właściwości jezdnych. Przeglądając jedną z humorystycznych stron, natknąłem się na listę ciekawie przerobionych samochodów. Moją uwagę skupił na sobie Cadillac z 1948 roku, którego nowe nadwozie stworzono w firmie specjalizującej się w takich zadaniach - Boyd Coddington (popularnego swego czasu za sprawą serialu "American Hot Rod" emitowanego na kanale Discovery). Auto zostało zrobione na zamówienie członka zespołu ZZ Top - Billy'ego Gibbonsa. Projekt Larry'ego Ericksona zyskał sobie miano jednego z najlepszych przykładów automobilowej przeróbki. O ile front nie różni się znacznie od oryginału, to odważny tył jest ucieleśnieniem wszystkiego co najlepsze w amerykańskiej motoryzacji. Ostatnie jak na razie spojrzenie w kierunku futurystycznych koncepcji z przeszłości. Ford Gryon to dwukołowy pojazd, za którego stabilizację odpowiadał umieszczony pod maską żyroskop. Małe koła widoczne na zdjęciach po bokach wysuwały się dopiero, kiedy pojazd zatrzymywał się. W przeciwieństwie do Forda Nucleon, tego modelu nigdy nie planowano wprowadzić do masowej produkcji. Miał on jedynie służyć celom badawczym i marketingowym firmy. Pełnowymiarowy egzemplarz został zniszczony podczas pożaru hali wystawowej Forda w 1962 roku. Zachował się jedynie mały model, który w 2012 roku został sprzedany na aukcji za 40.000 dolarów. Alfred Hitchcock zawsze był w czołówce moich ulubionych reżyserów. Przewrotnie jednak nie przez swoje najgłośniejsze filmy jak "Psychoza" czy "Zawrót głowy", bo te, mimo kilkukrotnych podejść, nie potrafiły mnie zaintrygować tak bardzo jak np. "Rebeka" czy "Cień wątpliwości". W tym roku postanowiłem prześledzić całą filmografię Anglika, co okazuje się być ciekawym doświadczeniem, odkrywającym wielkie wtopy i perełki, na które inaczej pewnie nigdy bym nie trafił. Jednym z popularnych obrazów Hitcha do którego lubię wracać jest "Północ - północny zachód" z 1959 roku, który uważany jest za klasykę gatunku kina sensacyjnego. Mimo nieprzeciętnej długości ponad 130 minut, film ogląda się bez zmęczenia, głównie za sprawą wciągającego scenariusza. Ale to, co sam zapamiętałem najbardziej po pierwszym seansie, to element związany ze scenografią. Lata 50-te w amerykańskim designie działają na mnie stymulująco dlatego dom jednego z głównych antagonistów od razu zwrócił moją uwagę i, co odkryłem po krótkim poszukiwaniu, nie byłem wyjątkiem. W internecie sporo jest zapytań o lokację i historię tej budowli. Okazuje się, że nie jest ona taka, jak chciałaby większość zainteresowanych, ponieważ ta konstrukcja w rzeczywistości... nigdy nie istniała. Wszystkie ujęcia pokazujące zewnętrzną część domu to matte painting (swoją drogą, ciekawe czy chociaż one się zachowały), natomiast wnętrze domu i elementy konstrukcji, po których wspina się bohater zostały zbudowane w studio. Reżyser chciał, żeby dom miał modernistyczny charakter. Najpopularniejszym twórcą związanym z tym trendem był wtedy Frank Lloyd Wright, ale jego oczekiwania finansowe związane z takim projektem były zbyt wysokie, dlatego zdecydowano się na stworzenie domu, który miał jedynie kojarzyć się z jego stylem. Jak się okazało, efekt został osiągnięty. Chociaż nie miałem okazji brać na bieżąco udziału w ważnej części amerykańskiej popkultury, jaką były wyjścia ze znajomymi do kina na klasyczne slashery, udało mi się załapać na namiastkę tego, co mogła przeżywać tamtejsza młodzież w latach 70-tych i 80-tych. W 1995 roku młody fan takiego właśnie kina napisał scenariusz, który nawiązywał do starszych horrorów dla młodzieży, ale robił to w sposób na tyle oryginalny, że mocno odświeżył pojęcie horroru znanego w latach 90-tych. Takie podejście do straszenia trafiło również do mnie i doprowadziło do tego, że zamiast uczyć się na poprawkę sprawdzianu z historii, ślęczałem nad masą papierową, próbując zrobić sobie charakterystyczną maskę głównego bohatera filmu. Dzisiaj owa maska kurzy się w szafie, a ja wspominając stare, dobre lata urządziłem sobie krótką sesję z Ghostface'm w swoim blenderowym studio. Rozumiem, że można nie lubić filmów z Leslie Nielsenem (szczególnie tych ostatnich, przepełnionych dość niewybrednym humorem), ale trudno zaprzeczyć, że aktor stworzył wizerunek, który znacznie wybijał się na tle innych komediowych bohaterów. Powrót do parodii, szczególnie tych starszych, zawsze miał na mnie pozytywny wpływ i wywoływał uśmiech, dlatego cofnięcie się w czasie do 1956 roku wywołało u mnie niemały dysonans. Na początku swojej kariery Nielsen grał bowiem poważne role, a jedną z takich była postać Komandora Adamsa w filmie "Zakazana planeta". Oglądanie tego aktora w roli odbiegającej od komediowej wiązało się z ciągłym odnoszeniem jego postaci do znanych gagów, ale nie przeszkodziło mi to w pozytywnym odbiorze filmu. Oprócz komika, jest w nim obecnych dużo ciekawych, przykuwających uwagę elementów, a jednym z nich jest robot o wdzięcznej nazwie Robby the Robot. Ten bohater, po debiucie w wizjonerskim obrazie o przyszłości, pojawił się również w kilku innych produkcjach, a ja, czując sentyment do naiwnych pomysłów sprzed kilku dekad i chęci treningu modelowania, stworzyłem go sobie pewnego wiosennego dnia.

Powiadomienie o plikach cookie

Wykorzystujemy cookies. Przeczytaj więcej Polityka prywatności