Mam pytanie czy na Waszych uczelniach tez profesura lubi truć zadek przedmiotami takimi jak "estetyka" na ktorej robi sie między innymi witraż ( w tym roku był np Lepper) lub opisuje sie tworczosc wybranego architekta albo robi sie wykres wrażeń pracy pt "droga do domu"? Czy macie cos takiego jak zarzadzanie miastami na ktorym w ciagu kilku miesiecy trzeba byc specem np od marketingu?Jestem na piatym roku i mam owe zajecia wlasnie teraz, ale juz od trzeciego mam wrazenie, ze GRO przedmiotow jest o kant tyłka potłuc. Moze i czesc z nich jest przydatna ze wzgledu na wiedze ogolna ale nie rozumiem zupełnie robienia ołtarzyku z czegos co w ogole przydatne nie bedzie. Czy u Was było podobnie? Najwiekszym debilizmem wrecz, byl wymog robienia listy ksiazek ktore maja byc uzyte do pracy dplomowej. Nie dostarczenie owej listy oczywiscie grozi brakiem wpisu do indexu. Czyli architektem byc nie umiesz i nie mozesz bo najprawdopodobniej nie potrafisz zaopatrzyc sie w odpowiednia lekture...taki z tego wniosek. Na owe zajecia biblioteczne skladaly sie dwa wyklady na ktorych Pani objasniala w jaki sposob ksiazki nalezy wypozyczac lub druga Pani opowiadaja jak korzystac z internetowej bazy danych.Wyklady obowiazkowe...Przyznam szczerze, po tych pieciu latach wiem jak te studia wygladać nie powinny. Zajecia oraz korekty co poniektorych mistrzów wielkiej płyty lub praktyki urbanistyczne polegajace na obsludze xerokopiarki...Ciekawe doswiadczenia przywoza ludzie bedacy na wymianach studenckich np w hiszpanii gdzie studenci o ile dobrze pamietam raz lub dwa w tygodniu smigaja na budowe by przyjrzec sie jak to "wyglada w naturze". Napiszcie prosze Wasze doswiadczenia ze zmaganiami o niezwykle elitarny papierek uczelni wyzszej.