Skocz do zawartości

Frankot

Members
  • Liczba zawartości

    320
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Zawartość dodana przez Frankot

  1. Na "trenowanie" polecam wrak łodzi podwodnej, tylko uwaga, bo można wpakować się na Emeralda. W tym miejscu są silne potwory, ale dają sporo doświadczenia i kasy. Dodatkową zaletą jest możliwość ich morphowania, w celu polepszenia statsów. Z tego co pamiętam, w ruinach reaktora, był też przeciwnik, którego morphowało się do potiona (czy cokolwiek to jest) dającego +1 do power. Oczywiście pamiętamy o materii pozwalającej kopiować ataki.
  2. Ruby Weapon - na pustyni, dość łatwo go pokonać. Emerald Weapon - ten pod wodą, z nim jest już ciężko. Ultima Weapon - ten jest obowiązkowy. Jako dodatkową rozrywkę polecam wyhodowanie złotego chocobo, a potem wyścigi. Następnie zdobycie omnislash. Sporo czasu zajmuje wykonanie tych kilku zadań.
  3. Mutant Chronicles - jeden z najgorszych filmów, jakie widziałem w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Wszystko poniżej przeciętnego poziomu. Kompletny brak scenariusza, autorzy tworząc tą wypocinę, starali się połączyć ciekawe w ich mniemaniu akcje/sceny. Wszystko wyszło tandetnie i badziewnie. Nawet wykorzystanie steampunkowych realiów nie uratowało tego filmu, a dawało ono szerokie pole do popisu. Dialogi i gra aktorska równie beznadziejne jak scenariusz. Mimo, że aktorzy starali się jak mogli, nie dali rady wiele pokazać. W założeniu autorów, wszyscy ci ochotnicy, idący na tą mega samobójczą misję, mieli być nie lada badassami, a wyszła z tego zgraja popierdół. Zdjęcia są kolejną beznadzieją. Chaotyczne, szybkie ujęcia miały na celu ukrycie słabych efektów specjalnych. Ilość nie przechodzi, niestety, w jakość. Muzyka, pewnie jakaś jest, ale się nie wyróżnia, bo jakoś jej nie zauważyłem. Oglądając tą szmirę, miałem cały czas wrażenie, że komuś spodobała się rozwałka z resident evil i postanowił ją przenieść w steampunkowe realia. Zrobił to z miernym skutkiem 4/10 i nie więcej.
  4. Spoiler! Działo się tyle, że nie zwróciłem na to uwagi. Swoją drogą, bliźniaki zostały po tym jeszcze pokazane w jakiejkolwiek scenie? Czy mamy uznać, że zostały zniszczone? Co do Devastatora, to spodziewałem się, że większość autobotów zacznie go nawalać, a tu wyskoczyli z jakimś Railgunem. Jeden strzał i po sprawie, mogli to chociaż rozbić, na dwa strzały. Przez to wyszło, że to jeden z najsłabszych robotów: powolny, żadnego uzbrojenia poza gębą, duży, przez co łatwo go trafić. Zgodzę się w stu procentach, że zmarnowano jego potencjał.
  5. Mój błąd :D Byłem pod zbyt dużym wrażeniem i nie zastanawiałem się zbytnio. Uwaga Spoilery! ttaaddeekk - z tym naprawieniem Optimusa, naciągane, ale ratuje to jedynie fakt, że potrzebowali jakichś części zamiennych. Poza tym, to kolejne 50 minut naciąganej niby dramaturgi dla małolatów. Przy reszcie masz zupełną rację. "Śmiesznych gagów" zdecydowanie za dużo, matka Sama po spożyciu "ciasteczek" była bardziej żenująca niż śmieszna. Brak staników, no się nie dziwię, tyle kasy poszło na efekty :D Musiały być jakieś cięcia w budżecie. M@Ti - wiem, że nie pisałeś, że ci się nie podobał. Te dwa ostatnie zdania, miały zapobiec ewentualnej kłótni. Sorry, ale za dużo czytam na filmwebie, a tam wiara strasznie drażliwa jest. Wizja Sama jest przegięciem, ale jak już pisałem, taka konwencja. Mogli to jakoś inaczej rozwiązać, ale widocznie zabrakło im wyobraźni, a raczej chęci. Laska transformers, też przegięcie. Niespełnione marzenie reżysera :P Wątek nieprzemyślany i w zasadzie niepotrzebny. Nawet tą rozwałkę na uniwersytecie, mógł zrobić jakiś inny robot. Z kolei te luki, w "montażu". To, że Devastator znalazł się nagle na piramidzie, można uzasadnić tym, że nie musieli pokazywać, jak idzie tam krok po kroku. Aczkolwiek dobrze by to wyglądało. Ta cała scena i tak była podyktowana przez stworzenie jak największej efektowności. Bo skoro Fallen, mógł telekinezą podnosić te kamienie, to dlaczego nie rozebrał w ten sposób całej piramidy? Devastator został wprowadzony tylko w celu pokazania jak te roboty się łączą. Już po wyjściu z kina, po obejrzeniu części pierwszej, wiedziałem, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo pojawienia się tego robota w ewentualnym sequelu. Musiano jakoś przebić efekt transformacji pojedynczego robota. Bay skalując w ten sposób, w ewentualnej kontynuacji będzie musiał zapewne wprowadzić Unicrona, by w jakiś sposób podołać oczekiwaniom widzów. Poza tym efektowność miała zdominować ten film, wiadome było, że reszta zejdzie na drugi plan.
  6. Uwaga Spoilery! Devastator go nie zjadł, można było zauważyć, że złapał się czegoś i nie wpadł w "młynek". Potem jak go naparzały, to niewiele mu zrobiły, bo były słabe, dlatego też zdołał dojść (Devastator) do piramidy. Tu dokładnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że on stał na sąsiedniej ścianie, po której owe odłamki się nie toczyły. Można było zauważyć, że były dwa różne odłamki. Ten jeden był zabezpieczony, w bazie wojskowej, a drugi miał Sam. Potem nikt o tym nie wspomina, bo po naprawieniu Megatrona, co następuje dość szybko, źli nie potrzebują już kości. Z resztą wiedzą, że informacja o tym urządzeniu jest już w głowie Sama. To jest film s-f o robotach z kosmosu i do tego w konwencji przygodowej. Jest to naciągane, ale mieści się niejako w ramach gatunku. Błędem logicznym to nie jest i nie narusza w jakiś sposób ciągłości wydarzeń. M@Ti - ja nie bronię w tej chwili tego filmu, tylko dzielę się swoją spostrzegawczością. Nie podobał ci się, to ok. Masz prawo do swojego zdania.
  7. Transformers 2 - sam nie wiem od czego zacząć. Poszedłem z trzech powodów: niejako przez sentyment z dzieciństwa, podobała mi się część pierwsza i dla zobaczenia tych efektów na srebrnym ekranie. Jest na co patrzeć, efekty rozwalają i biją na głowę wszystko, co do tej pory powstało. Momentami zdawało mi się, że przyszedłem na pokaz efektów specjalnych z dodatkiem filmu. Może jest to częściowo wina scenariusza, ale przecież jest on skierowany pod młodszych widzów. Chociaż to nie tłumaczy, pewnych sprośnych fragmentów, które wydają się dziwne jak na PG-13. W zasadzie, poza tym drobnym felerem, ciężko wytknąć w scenariuszu jakieś poważne błędy. Z resztą konwencja, film przygodowy s-f, pozwala na bardzo wiele. Poniekąd lekko groteskowe było zachowanie bohaterów w otoczeniu tych wszystkich eksplozji, to prawdziwi twardziele na miarę Rambo, pewnie w uszach im nawet nie piszczało. Jeśli mowa o wybuchach. Hmm... To film znanego reżysera, jechano po nim nawet w South Park. Wybuchy, wybuchy i wybuchy, ale piasek sam z siebie, na szczęście nie wybuchał. A potem spadał gruz i kawałki metalu. Czasami, w tym natłoku akcji, wyzwaniem było określenie, kto kogo nawala i kto tu jest dobry, a kto zły. Problemu nie było jedynie z Devastatorem, którego potencjał lekko zmarnowano. Rażące może wydawać się również patetyczne podejście reżysera do USA. Po obejrzeniu tego filmu wzrośnie ilość ochotników do armii USA. Bo ci chłopcy kopią tyłki nawet złym robotom z kosmosu (z małą pomocą dobrych robotów z kosmosu). Jednak czy to w czymś przeszkadza. Mnie nie przeszkadzało, oglądało się świetnie, nie waliło po oczach idiotyzmem (brak przeszczepów serca) i nie czułem znużenia mimo długości filmu. Gra większości aktorów na poziomie, a efekty dźwiękowe na poziomie efektów specjalnych. No i oczywiście zdjęcia, w odpowiednich momentach, odpowiednio dobrane. Zgrane, ładne i dokładne. Mam problem z oceną, bo w zasadzie taki Transformers 2 zgniata Terminatora 4 i Wolverina razem wziętych. Jako, że na razie jestem pod wpływem emocji, mogę wystawić zasłużone 8. Między innymi za całokształt, za porównanie z konkurencją i generalnie za to, że lubię filmy z robotami. Jeśli ktoś nie lubi takiej tematyki i tak na ten film nie pójdzie.
  8. cucsoniuss - daj +18. W tym filmiku jest próba analnego samogwałtu pilotem do telewizora. To w sumie nie jest, ani interesujące, ani zabawne.
  9. Spoiler Jednak wykonanie samej planety pozostawia wiele do życzenia. Graficy poszli na łatwiznę. Dano jedynie inne kolory i jakąś trawkę z bąblami. Rozumiem, że ten świat miał przypominać nasz, ale flora może się przecież znacznie różnić. No chyba, że bali się, iż widz nie skuma.
  10. Ta, ale scenariusze tego typu mają potencjał, tylko nikomu się nie chce wysilać. Dlatego ówcześnie brakuje tytułów, które spodobały by się statystycznemu Amerykańcowi i reszcie. Oczywiście mam na myśli produkcje o podobnej tematyce. Sam film bardzo (ale to bardzo) średni, takie 5/10. Na uznanie zasługują (chyba tylko one), sceny katastroficzne, a ta z samolotem szczególnie. Poza tym jest to kolejna płytka historyjka, która zabiera 2 godziny, a bez straty można by ją zmieścić w 1,5 godzinie i film by na tym nie stracił.
  11. Mam podobne wrażenia, odnośnie nowych Amerykańskich superprodukcji. Aczkolwiek fajne sceny nie uratują marnej całości. Tutaj mowa również o T4 (T:$?), w którym zastosowano ten sam schemat, łączenie scen akcji czymkolwiek.
  12. Termianator 4 - wydawało by się, że wartka akcja rekompensuje wszystko. Jednak nie jest tak w przypadku tego filmu, nic nie pomoże brakowi scenariusza. Niektóre momenty mocno rażą głupotą i zupełnym brakiem przemyślenia. Beznadziejna końcówka pogrąża resztę. Co z tego, że efekty specjalne są świetne, kwestia kilku lat i będą wydawały się średnie. Gra aktorska średnia, wyróżnia się jedynie Sam Worhington. Muzyka jest niezauważalna. Jak dla mnie ocena wynosi 6/10. Chciałem wystawić oczko mniej, ale w kinie się nie znużyłem, więc jako film akcji tytuł się sprawdził. Jeśli ktoś jest zainteresowany poziomem głupoty spoilery poniżej. !!! UWAGA SPOILER !!! UWAGA SPOILER !!! UWAGA SPOILER !!! -T-600 strzela z miniguna i nie trafia, odległość jakieś 200m - terminator maszyna stworzona do jednego celu, nie może trafić z miniguna?! Z takiej broni nie można nie trafić. -Po co SkyNet bawił się w jakieś chwytanie Kylea - wystarczyło go zabić, chociaż paradoks dziadka ma kilka rozwiązań. -T-800 walczy z Connorem ma go w rękach i rzuca nim po ścianach zamiast zabić na miejscu, to przecież jego główny cel - to chyba nie wymaga komentarza, to jakaś popierduła, a nie terminator. -Cała zabawa z zwabianiem Connora do SKyNetu - Connor nadawał przez radio, a sygnału nie namierzano, chociaż w innym fragmencie filmu takie rozwiązanie wykorzystano. -Finałowa walka w siedzibie SkyNetu - gdzie terminatory, gdzie to niebezpieczeństwo, wcześniej można było zobaczyć wielką wierzę strażniczą, a ludzie wlecieli sobie jakoś bez problemu. Wielki wybuch całej bazy nie miał, żadnego wpływu na lot śmigłowców. Fala uderzeniowa widać nie istnieje. -Terminator obrywa z granatnika i leci ileś metrów w tył, innym razem obrywa z tego samego granatnika i nawet nie drgnie - bez komentarza. -Przeszczep serca - no dajcie spokój, czy scenarzyści nigdy nie słyszeli o problemach przeszczepów związanych ze zgodnością narządów. -Markus wchodzi na minę, do niszczenia terminatorów - co dziwne, mina go nie niszczy, ma nawet w pełni sprawną nogę. !!! UWAGA KONIEC SPOILERA !!! UWAGA KONIEC SPOILERA !!! UWAGA KONIEC SPOILERA !!! Znalazł bym więcej takich momentów, ale po co, te mówią same za siebie.
  13. Tideland - kolejny film z repertuaru Terrego Gilliama. Co można powiedzieć o tym tytule? Dużo i jednocześnie mało, gdyż obraz ten to niecodzienna wizja dzieciństwa. Dzieciństwa, które dla dorosłego jest horrorem, a dla dziecka wychowanego w tej spaczonej rzeczywistości, jest normalnością. Ta wizja uderza, jak setka na głodny żołądek. Podejrzewam, że scenarzyści musieli ostro korzystać z wspomagania, odważnie przekraczając nieprzyzwoitą granicę trzech promili. Po 30 minutach film ten wydawał się poryty, ale z każdym kwadransem owa granica była dalej przesuwana, aż do kulminacyjnego momentu, w którym początek wydawał się błahostką. Chociaż niektóre fragmenty mogą ostro razić, należy pamiętać, że wszystkie wydarzenia są pokazane z perspektywy zwichrowanej psychiki głównej bohaterki. Zabieg ten powoduję, że film ten trochę inaczej się odbiera i jednocześnie pokazuje jak spaczona rzeczywistość kształtuje człowieka. Czy ten film warto obejrzeć? Zdecydowanie warto, chociaż jest to obraz na jeden raz.
  14. Ta, raz tną jak miecz świetlny, a jak potrzeba to sypią iskrami jak krzesiwo jakieś. Mogli się przynajmniej trzymać jednego pomysłu, przynajmniej byłoby widać, że scenarzysta trzymał się konsekwentnie jednego pomysłu.
  15. X-Men Origins: Wolverine - w reszcie obejrzałem i nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Z założenia film miał być typowo rozrywkową sieczką, ale nawet stawiając tylko te wymagania zawodzi. Kiepski scenariusz, w którym brak spójności i dopełniający całości poziom głupoty. Od razu zaznaczam, że komiksu nie znam, ale oglądając film zastanawiałem się, gdzie się podział ten origin? W poprzednich częściach X-men, wyglądało to świetnie w migawkach z pamięci Logana. Tutaj zostało zarżnięte przez PG-13. Pozwala ono na przebijanie szponami, odcinanie głów i inne rozwałki, ale sama krew jest be. Trąci to hipokryzją i jeszcze większą głupotą niż sam scenariusz, ale co tam, Amerykanie to łykają. Czego w tym filmie się nie można przyczepić? Nawet efekty w pewnych momentach wyglądają średnio. Jednym słowem zaprzepaszczono wszystko, zniszczono historię i nawet zmiękczono Wolverina, do poziomu, któremu lepiej dajmy spokój. Film jest średni i to bardzo takie 5-6/10. Tą ocenę ratuje jedynie sporo akcji, ale nie warto dla niej oglądać go więcej niż raz.
  16. Z własnego doświadczenia odradzam DHL. Czekałem kiedyś na paczkę z modemem, od mojego dostawcy internetu i miałem szczęście, że zauważyłem dziwny pakunek pod drzwiami nieskończonego domu moich sąsiadów. Okazało się, że to paczka do mnie. Jako gratis miałem przyklejone trochę zaschniętego tynku. Pokwitowanie było oczywiście z "moim" podpisem. Kurier nawet się nie wysilił, aby spytać sąsiadów, czy tu mieszka taki, a taki. Normalnie kompromitacja dla całej firmy.
  17. Niedawno było głośno o plakacie pewnego filmu, a teraz mamy kolejną "inspirację", wzorowaną na plakacie zachodnim. Oczywiście, nie muszę chyba pisać, że pierwowzór wygląda dużo lepiej.
  18. Frankot

    zlamana reka

    W zasadzie to nie powinienem tak straszyć na dobranoc. Można pocieszyć się faktem, że niedouczeni lekarze świadomi swojej niewiedzy starają się pracować np. na sądówce, czyli tam, gdzie klientowi nie można już zaszkodzić.
  19. Frankot

    zlamana reka

    Jestem studentem akademii medycznej, aczkolwiek nie rozwiążę tego problemu bo studiuję biotechnologię, ale że należę do wydziału lekarskiego, to mogę trochę powiedzieć o tych ludziach. Otóż głupio tak jechać po "swoich", ale większość z nich jest niedouczona i to nie tylko z tego względu, że ciągle chleją, ale ilości materiału i zajęć, które przypada na 24h. Tym bardziej, że profesorowie i doktorzy potrafią skutecznie udowodnić, że tu wcale nie chodzi o naukę, tylko pokazanie, co oni mogą z nami zrobić. Dlatego podstawą są wszelkiego rodzaju giełdy i tego typu materiały. Skutkiem tego jest zakuwanie typu 1a, 2b, 3c, 4a i zapamiętywanie kolejności odpowiedzi lub podobne, bo wiadomo, że profesorek od 5 lat daje to samo kolokwium. Oczywiście im ma wyższe mniemanie o sobie tym bardziej gnębi studentów. Jednakże na roku znajdzie się zawsze paru bardzo dobrych, którzy coś umieją, ale są oni równie mocno gnębieni lub mocniej od reszty, gdyż są postrzegani jako zagrożenie. Dążę do tego, że poziom nauki jest niski, bo tak naprawdę nie pozwalają nam na prawdziwą naukę. Trzeba tak naprawdę wiele determinacji i czasu, którego jest mało, aby robić coś dodatkowego lub uczyć się dla samej sztuki. Stąd bardzo trudno trafić na lekarza, który się zna na swoim fachu. Nie chcę tu straszyć, ale najgorsi są właśnie dermatolodzy i ortopedzi. Oni w szczególności potrafią więcej zepsuć niż naprawić. Poziom naszej medycyny jest też taki z tego powodu, że lekarz ciągle musi się uczyć nowych rzeczy i poszerzać swojej umiejętności, a to z biegiem czasu przychodzi im coraz trudniej (czyt. nie chce im się). Dlatego też parę rad jak poznać dobrego (w miarę) lekarza, ale nie liczcie, że traficie na takiego Housea. 1. Jest względnie młody, jest szansa, że pamięta jeszcze wiele z studiów i może akurat z tego coś wie. Nie bez powodu wybrał tę specjalizację. 1a. To może być pułapka, może wybrał tą specjalizację, bo uważa, że najmniej tu idzie s*********. 2. Jak jest młody to może jeszcze ma jakąś ambicję i się uczy, może myśli że to mu pomoże w awansie i będzie skuteczne mimo, że nie całował kogoś dostatecznie często w tyłek. 2a. Tu jest duża szansa, że jest lekarzem z powołania, lepiej dla nas. 3. Sprawdź, czy pracuje również w jakiejś prywatnej klinice szpitalu. Takie placówki starają się zatrudniać rzetelnych pracowników, bo mają świadomość, że telewizja "narąbała ludziom w głowach" i w razie błędów rozpętują piekło i upominają się o swoje. 4. Staraj się do wiedzieć, jak długa jest kolejka do danego lekarza, jeśli długa to znaczy, że dobrze. 4a. To może być pułapka, sprawdź czy lekarz jest młody, starsi ludzie chodzą po 25 lat do tego samego lekarza (z przyzwyczajenia) i tworzą długie kolejki u niekoniecznie dobrych "fachowców". 5. Ten punkt może być ciężki do wykonania, ale podczas wizyty staraj się zorientować, czy skubany jest trzeźwy, ciężkie picie na studiach spowodowane stresem i "upominki" w postaci alkoholu mogą powodować alkoholizm w tej grupie społecznej. 6. Jeśli jesteś z większego miasta, zorientuj się czy jest w nim akademia medyczna i czy dany osobnik jest tam na doktoracie, pracuje na jakiejś katedrze lub jest profesorem. To pomaga, ale nie zawsze. To chyba wszystkie najważniejsze rady. Niestety nie wszyscy oni postępują w imię zasady: "Po pierwsze nie szkodzić".
  20. Komunia jest w wieku 8/9 lat (zależy kto kiedy ma urodziny), to wypada w drugiej klasie podstawówki.
  21. O lekturach decyduje Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej. Nie wiem jednak, na jakiej zasadzie owe tytuły są dobierane, czy wystarczy "widzi mi się" ministra, czy też brane są pod uwagę opinie fachowców w postaci doktorów lub profesorów polonistyki. Znając nasze realia, wystarczy (zapewne) przekonanie ministra o własnej nieomylności, co i tak nie różnie się znacznie od owego przekonania wywodzącego się od profesorów. Wszakże oni mają najlepsze pojęcie co młodzież powinna czytać.
  22. Głównym i chyba największym prezentem był rower górski. A moja reakcja: "Zupełnie taki jak chciałem". W zasadzie to był wtedy standard, rok 1995. Chyba wszyscy koledzy z klasy, których rodziców było stać, dostali rowery. Ja można powiedzieć, czułem się jak bosu, bo dostałem od kogoś taki elektroniczny licznik, który mierzy przejechane kilometry itp. To był wtedy gadżet, który miało niewiele osób, a tym bardziej nikt z kolegów. Moja ocena tego prezentu. W zasadzie oczekiwałem roweru, bajer mnie dodatkowo ucieszył, a reszta, typu jakiś tam zegarek cieszyła, ale przy tym to były tylko dodatki.
  23. Lis - no niby racja, czasy się zmieniają, a już w Babilonii naukowcy odkryli napis na glinianej tabliczce: "Dzisiejsza młodzież nie jest już taka sama". Jednak to nie znaczy, że wszystkie zmiany są dobre i musimy im przyklaskiwać. Niby komputery i konsole, były w czasach kiedy chodziłem do podstawówki (owszem grało się nieraz zaciekle np. worms), ale większość z nas miała także inne zainteresowania. Czas spędzony na rozrywce, powiedzmy, wymagającej wysiłku fizycznego, zajmował jakieś 40%. No i istniały jakieś inne zainteresowania, czytało się Wiedźmina itp. A teraz. Blisko mojego domu jest podstawówka, i nieraz widuję takie większe grupki idące na zajęcia itp. 1/3 ma jakąś nadwagę. Jak sięgnę pamięcią to w mojej klasie (32 osoby) była tylko jedna otyła. A czy dzieciaki coś teraz czytają? Wątpię. Kiedyś jeden zaczepił minie w Empiku, przy regale z fantasy. Pytał się, o jakąś książkę (szczegółów nie pamiętam, chyba o coś Strugackich). Wiadomo, broda = autorytet :D Ale rozbawiła mnie mina tego dzieciaka, jak mu powiedziałem, że takie książki (w sensie, że dobre) wciąga się nosem (tzn. szybko się czyta). A on do mnie: "Na amfie?" To mu wyjaśniłem, że góra tydzień i to jak okaże się nudna. A on na to: "taka gruba, to na dwa miechy!" I mnie normalnie rozwaliło, bo widziałem, że nie żartował. A jakie jest sedno tej całej wypowiedzi? Ze strachem patrzę w przyszłość, w której jeśli się będzie coś czytało, to teksty długości sms, a ludzie zaczną przypominać takie "beczki", jak w wizji przyszłości w Wall-e. Bo jak zadbać, o rozwój intelektualny dziecka (jeszcze nie mam, ale w przyszłości pewnie tak), kiedy otoczenie postępuje inaczej i ma wręcz odwrotny wpływ. A szkoła jak niby ma zachęcać, do np. czytania? Za pomocą tych nędznych lektur, kiedy je czytałem tylko się denerwowałem, że w tym czasie poczytałbym coś dobrego, a nie to badziewie. A jakieś dobrowolne zajęcia pozalekcyjne, nie dające żadnych profitów w postaci ocen? Jeśli nauczyciel zechce to uczniowie i tak mają to gdzieś. Nie wiem czy się śmiać, czy płakać? A może jedno i drugie, taki gorzki śmiech przez słone łzy. Ja wiem, że idealne społeczeństwo jest szarą bezmyślną masą podatnych na wszelkie sugestie wydających szmal konsumentów. Jednak nie znaczy to, że siedząc w tym autobusie, mamy wszyscy klaskać głośno na tak, jeśli widzimy, że wali on wprost na betonową ścianę. I nie zrozumcie mnie źle, nie jestem jakimś tam zatwardziałym moher-komando. Mój światopogląd jest podatny na zmiany, tak jak podatna na zmiany jest rzeczywistość. Jednak to nie przesądza, że zmiany rzeczywistości powinny powodować równe zmiany światopoglądu. I dlatego czuję, że nad tymi zmianami trzeba się czasami trochę głębiej zastanowić.
  24. Yes Man! - też mi się strasznie podobał. Generalnie to pomysł wydawał mi się banalny. Jednak w praktyce jego wykorzystanie okazało się bardzo dobre. Oczywiście wiadomo, że pewne rzeczy są naciągnięte, ale nie przeszkadza to w odbiorze całości. Innymi słowy, kolejny film, którego scenariusz napisano z myślą o Carrey'u. Jako całość 8/10. Numer 23 - kolejny film z carrey'em, w zasadzie można powiedzieć, że jest to swoista perełka w twórczości tego aktora. W thrillerach on zasadniczo nie grywa. Muszę zaznaczyć, że długo opierałem się przed obejrzeniem tego tytułu, gdyż w necie znalazłem sporo negatywnych opinii. Ostatecznie, kiedy go obejrzałem, nie mogę się zgodzić z żadną z nich. Wiadomo gusta, guściki, ale co z tego, że owy aktor grywał wcześniej w komediach. Film ten obejrzałem, bez przerwy, co ostatnio dzieje się bardzo rzadko. Plus, za fabułę, ciągnie inspiracją rodem z Dennkina, ale dobrze wkomponowane, a dodatkową zaletą okazało się, że końcówka nie była tak oczywista jakby się zdawało. Zastanawiałem się nad siódemką, ale ze względu na to, że ostatnio miałem ochotę do niego wrócić, należy się 8/10.
  25. Jakiś czas temu odkryłem Nethack. Grę, którą oficjalnie jeszcze nikt nie przeszedł, a nie jest to jeden z tych tytułów, wymagających refleksu mrówkojada i szybkości picia wody na porządnym kacu. W tym wypadku zacznę trochę nietypowo, mianowicie od grafiki, wszakże główny profil forum. Otóż grafika jest różna, to znaczy zależna od portu/modu/wersji gry. Bazowo była w ASCII i to tak ascetycznym, że stosującym jeden kolor. Teraz jest lepiej, od jakiegoś czasu dostępny jest interfejs graficzny 2d, przy czym kładę tu "mocny nacisk" na postrzeganie owego 2d, takie wypłaszczone. Oczywiście można skorzystać z luksusu jaki oferuje nam taki vulture's eye (w zasadzie to taka nakładka graficzna/odrębna wersja), dostajemy pełną izometrię, która może czasami spowodować YAAD (o tym akronimie za chwilę - ale taką dłuższą :P ). Oczywiście istnieje wersja 3d, ale to już luksus i osobiście, gdy widziałem ten burżuazyjny twór, wróciłem do 2d. A na dźwięk w podstawowej wersji też nie liczcie. Jeśli dotarliście do tego momentu, zastanawiacie się pewnie co ta gra ma do zaoferowania? Oprócz historii i poznania podwalin gatunku komputerowego rpg, gra owa oferuje znakomitą rozgrywkę, tak rozbudowaną mechanikę, że sam nie wiem ile przeczytałem, aby to jakoś ogarnąć oraz masę YAAD (Yet Another Anoing Death) i YASD (Yet Another Stupid Death). Dlaczego te akronimy są tak ważne? Bo w grze tej możliwość zapisania przewidziano w wypadku przerwania gry i jej kontynuowania, śmierć oznacza konieczność zaczynania od nowa. Oczywiście można skopiować save'y, ale jest to uznawane jako oszustwo i jeśli gramy na serwerze z rankingiem to nie jest to możliwe. Jeśli więc zdecydujesz się zagrać i zdobędziesz Amulet of Yandor, czeka cię chwała, gdyż nikt od '85 tego nie dokonał. W zasadzie wydaję się to łatwe, co tam 50 poziomów lochów + tyle samo, a może więcej bocznych gałęzi, łatwizna. Co tam, zaczynamy. Spojrzenie na wikipedię, postać dla początkującego - "Walkyrija", komendy, a po co to mam vulture's eye, zaczynam. Exp 1 (poziom doświadczenia) lvl1 (poziom lochu). Zwierzak mały pies - w tradycyjnym interfejsie po prostu "d" :D Idzie łatwo pierwsze dwa stworki położone, trzecia komnata jakieś złoto, zgarnięte, schody na dół, fontanna ołtarz, można sprawdzić, czy ten znaleziony sztylet jest B/C/U (blessed,cursed,uncursed), dobra nasza jest U, idziemy do następnej komnaty, zamknięte drzwi wywalamy z kopa, kobold dostaje w czapę. Exp 2, o dwa szakale, psina pomaga, szakale położone. Dobra wyczyszczone lvl2, trochę trudniej coś tam zaatakowało, tylko jeden korytarz trzeba poszukać przejścia, wbijanie "s", o cholera od kiedy jest status "hungry", to gdzie były te padła szakali, blee... smakują ochydnie, dalsze wbijanie s w korytarzu jest kolejna komnata, zejście na dół lvl3. Dwa stwory i zapadnia na lvl4, masakra Gnomish mines, uciekam, kolejna zapadnia, kolejna, po drodze z 3 groźniejsze stwory i exp3 i kolejna zapadnia, jakieś miasteczko NPC sklepikarze. Jednym słowem udało się, o co to za żółte światło? Nic nie widzę, co to za znak zapytania? Spada hp, nieudana ucieczka i ostani przywilej. Do you want your possession identfied? Tak mniej więcej wyglądała moja pierwsza rozgrywka, później ginąłem najczęściej z powodu YAAD i YASD i z braku znajomości rozgrywki. Przykładów było dużo. Trzeba dodać, że opisy przedmiotów z każdą rozgrywką są inne i każdy trzeba identyfikować na BCU i na jego resztę właściwości, czasami po użyciu dzieje się to automatycznie. Jednak nie radzę pić mikstur na oślep bo można zobaczyć znajomy napis pożegnalny. Przegapiłem wiadomość, że na levelu znajduje się sklepikarz, wywaliłem mu drzwi z kopa, nie był zadowolony - YASD. Przeczytałem, że po wrzuceniu do magicznej fontanny long sworda można czasami otrzymać excalibur, nie udało się i został przyzwany demon wody - YASD. Ze względu na rzut izometryczny vulture's eye nie widziałem wykrytej pułapki z kolcami - YAAD. Z odległości zabiłem stwora którego dotknięcie powoduje zamianę w kamień, miałem buty mogłem spokojnie przejść po truchle, wyczyściłem level i włączyłem autopickup, aby zbierać co zostało, niestety nie miałem rękawiczek i zgadnijcie co podniosłem? - YASD. Ciekawe dlaczego zombiaki są trujące, nie ma jak to głód. - YASD. Dobra walczyłem z jakąś pierdołom, bo wracałem z dna Gnomish Mines, zabierał mi po 2hp, ja brałem go na trzy uderzenia, zostało mi 20hp i jedno uderzenie (a mam potion of healing), jego tura, to są takie krytyki? - YAAD. Podobny przykład, co ten Gnom lord może mieć? Otóż Wand of lightning - YASD. Korzystanie z ołtarza bóstwa praworządnego, gdy gra się postacią chaotyczną - YASD. Zbyt częste ratowanie się z opresji modlitwą i pominięcie komentarza, o gniewie bóstwa - YASD. Brak jedzenie przez ileś leveli - YAAD. Zjedzenie czegoś co wydawało ci się, że już jadłeś i było bezpieczne - YASD. Bieganie z przeładowanym plecakiem, potknięcie i upadek krytyczny - YASD. Schodzenie ze schodów z przeładowanym plecakiem - YASD. Przykładów jest więcej, ale nie chcę zniechęcać do zapoznania się z tą grą. Gdy już się przebrnie przez początki to gra się nawet fajnie, a dostrzeganie własnych postępów daje sporo satysfakcji. Takie znalezienie lampy, która okazuje się magiczna, potarcie jej i uzyskanie dżina z życzeniem, które się udaje i na początku gry dostajemy "blessed greased +5 gray dragon scale mail" bezcenne. Atrybut greased zapewnia ochronę przed atakami łapiącymi. W zasadzie poznawanie i zabawa z mechaniką gry to był główny powód dla, którego w to grałem. Jeśli porównam to do mechaniki współczesnych rpg, to wypadają bardzo słabo. W nethacku nie ma przedmiotu, który nie byłby w jakiś sposób nieprzydatny. Chcecie przykładów? Ręcznik, kiedy posiadamy telepatię i zarzucimy go na głowę widzimy wszystkie potwory na poziomie. Zestaw do puszkowania - puszkowanie jedzenia i puszkowanie ciał trolli, bo to dziadostwo ma tą wadę, że nawet zabite potrafi się zregenerować, a z puszki się nie wydostanie. Stetoskop - pozwala wykryć mimica w sklepie. Gwizdek, budzi potwory. Torba, natłuszczamy i chowamy nie używane żelastwo, w celu ochrony przed wodą itp. Jako broni możemy użyć wszystkiego, dziwiłem się czemu zadaję potworowi obrażenia od ognia uderzając krótkim miczem U +0, okazało się, że nie uderzałem nim, ale zapaloną lampom, którą akurat trzymałem. Nie mogłem znaleźć zejścia na niższy poziom, na szczęście miałem kilof i się przekopałem. Za pomocą konsumpcji pewnych zwłok, otrzymujemy stałe odporności lub atrybuty. W celu lepszego kontrolowania zwierzaka możemy założyć mu smycz, jak ją znajdziemy. Możemy pozyskać też inne zwierzaki/potworzy jako naszych towarzyszy, niektórzy z nich to prawdziwi wymiatacze. Cóż jeśli, się nie odstraszysz, grafiką, przebrniesz przez poznawanie mechaniki, może będzie cię czekać niespotykana teraz zabawa. Pamiętaj, że teraz pod każdym względem ta gra jest archaiczna.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wykorzystujemy cookies. Przeczytaj więcej Polityka prywatności