Mówicie o złym zarządzaniu. Zarządzający firmami też nie egzystują w próżni. W przeciwieństwie do naszej rodzimej kinematografii, za wielką wodą produkuje się tytuły, które przynoszą ogromne zyski, ale jest ich ograniczona ilość. Wyprodukowanie efektów do takiego filmu powinno być jak wydaje się na pierwszy rzut oka gwarancją rozwoju i umocnienia pozycji rynkowej, ale jak widać na poniższych przykładach tak nie jest. Wynika to jak wydaje mi się z sytuacji, którą obserwujemy. Żeby sprzedać film klasy AAA trzeba zainwestować gigantyczne pieniądze (od czasu Awatara wielkie produkcje zaczęły kosztować po pół miliarda zielonych), zadbać o najpopularniejszą obsadę, wypchać film do niemożliwości widowiskowymi epickimi scenami i wydać jeszcze x milionów na ogólnoświatowy PR i tysiące kopii. Filmy są większe, ale jest ich mniej. Ciężko też zarobić na filmie, który nie należy do gatunku spektakularnych widowisk. Zwiększona konkurencja studiów VFX, które zmuszone są zmagać się z tym trendem, w połączeniu z rosnącą pozycją producentów takich widowisk, skutkuje tym co opisał Czaki. W uproszczonej sytuacji stoją przed wyborem zredukowania się i zreorganizowania celem obsługi mniejszych i innego typu projektów a realizacją tych wielkich, ale na warunkach producentów. Zwróćmy uwagę na to co opisał Czaki - Studia nie biednieją w długim okresie. Mają dobrze płatne kontrakty, ale nie mają stałego obrotu gotówki na bieżące funkcjonowanie. Co z tego że robię x efektów do Życia Pi jak mogę się po drodze przewrócić? Nie będę pisał że wiem jakie jest wyjście, bo nie wiem;) Panowie VFX producerzy pewnie też nie, skoro branża jeszcze się nie dostosowała.
Mugo: Mówisz o chciwości zarządzających. Nie mam danych, może masz rację, ale nawiązując jeszcze do tego co napisałem, wydaje mi się że wynika to też z małej elastyczności i podatności na przekształcenie tych wielkich molochów od efektów specjalnych.