Przedstawiam scenę, którą męczyłem przez kilka ostatnich wieczorów. Chciałem uzyskać maksymalny realizm, ale po obrobieniu panienki i kolumny już mi się odechciało. Stwierdzam, że dążenie do fotograficznego realizmu to niezbyt fajne zajęcie. Ciągle coś nie pasuje... element oglądany osobno jest spoko, ale całość już się sypie. Jak dla mnie blado to wypada przy takich pracach jak prezentowane właśnie spaceopery, gdzie widać charakter pracy i twórcy. Zarzucam więc na dłuższy czas próby tego rodzaju. Dorzucam jedyną referkę, z której korzystałem. Reszta z bańki, co zresztą widać,,,
P.S. Czy ktoś wie, jak ta miła pani się nazywa?