"Tylko zakochani przeżyją". Hmmm... Są takie filmy, w których fabuła jest czymś nawet nie trzeciorzędnym, ale równie dobrze mogłoby jej nie być wcale. Liczy się klimat. Takim filmem jest np "Dym" albo "Brooklyn Boogie". Do tego gatunku aspiruje też i ten film, ale mimo całego szacunku do Jarmusha - udało mu się to jedynie połowicznie. Klimat stworzył, ale nie dość wyrazisty i przekonujący, bym film ten zachował w pamięci do jutra. Mało tego - film broni niemal tylko i wyłącznie aktorstwo Swinton i Hiddlestona, i to - o dziwo - głównie Hiddlestona. Fani wampirów z cyklu Underworld mogą sobie darować. Mam wrażenie, iż wampiryzm bohaterów jest tylko pretekstem, by w żadnym kadrze nie pojawiło się światło słoneczne i by grzywka Hiddlestona w stylu Emo pasowała ładnie do stylu noir.
"Obrońcy skarbów". Jeśli ktoś oczekiwał kina typu "Złoto dla zuchwałych" to pomylił adresy. Jak dla mnie to jest na coś w rodzaju fabularyzowanego dokumentu o ekipie speców od sztuki, która chce uratować przed zagładą dziedzictwo artystyczne i kulturowe Europy, nim pójdzie ono z dymem w ogniu wojny. Napięcie jak w baterii AAA, ale można obejrzeć, nie nudzi jakoś szczególnie, tym bardziej, że i obsada z najwyższej półki.
"Grand Budapest Hotel" - kino mocno nietypowe, ale zdecydowanie polecam. Gdy ujrzałem obsadę z masą świetnych aktorów, to od razu pomyślałem, że to będzie jakieś takie egzotyczne "Na wspólnej", tylko świetnie zagrane i w obrębie jednego gmachu, zaś topowi hollywoodzcy aktorzy będą mieli okazję zagrać złożone relacje skomplikowanych i wyrazistych osobowości mieszkających wspólnie pod jednym dachem.
Nic bardziej błędnego. Oczywiście fabuły nie zdradzę, ale jest groteskowo, śmiesznie, miejscami nostalgicznie, a bywa, że i dosadnie rubasznie.
"Jak wytresować smoka 2". Ktokolwiek zna pierwszą część i ją lubi - na pewno się nie zawiedzie na drugiej. Bardzo spektakularna, ciekawa, pełna akcji. Są oczywiście niektóre elementy naciągane, ale i tak polecam wszystkim z całego serca.
"Robocop". Ten nowy, oczywiście. Od razu uprzedzam, ze wstydem zresztą, że pierwowzoru nie widziałem, więc nie mam odniesienia i porównywać nie będę. Natomiast film jako strzelanka i feeria VFX jest zrobiony całkiem przyzwoicie. Nie oczekiwałem, że zrobią z niego Transformersa, bo nie o to tu chodzi. Fabuła jest zwięzła, bez nieścisłości (a jak są, to ja nie wyłapałem) i ogląda się całkiem przyjemnie. Oczywiście nadal jest to film z serii shot and forget, czy raczej watch and forget, nie oczekiwałem po nim niczego więcej, niż dostarczenia mi rozrywki w barierach czasowych pokrywających się z długością trwania filmu i tyla - i w ramach tych kryteriów spisał się bardzo dobrze.