W takim konkretnym to ściana by runęła z wielkim hukiem, zgadnijcie na kogo :P ;) Jakby mi komputerek farbą pomazali!!!
Ale znając mnie, na taką dawkę dziwnego stresu jak na focie zareagował bym śmiechem. Skończyło by się kazaniem i najwyżej wspólnym zmywaniem.
Jak dzieciaki pomazały sobie ścianę u teścia długopisami, to śmiałem się z tego, ale ścierali wszyscy. Myślę, że tak lepiej zrozumieli, niż moja kochana żona się zagotowała jakby nie wiem co zrobili.
Umazany kibel i pralka kupą też - kazanie. Bez krzyku.
Generalnie w takich ekstremalnych bardzo sytuacjach ja mam zimną krew i reaguje raczej ze spokojem, zwłaszcza jak wiedzę śmierć w oczach dziecka, do którego dociera że zrobiło coś złego.
Jak jestem notorycznie wkurzany to wtedy się gotuję ale tak z zaskoczenia to już nie.
Czyli zwracanie po sto kroć razy uwagi typu - nie dłub w nosie/nie wkładaj tego do ust/zostaw psa/nie właź na meble/nie bijcie się/nie krzyczcie na siebie/śpij wreszcie ;)